Awinion 1226

"...Miasto, które przyrzekło mu wolne przejście, nagle zmieniło decyzję; król o mało nie wpadł w zasadzkę. Krzyżowcy wszczęli walkę z mieszkańcami; ci postanowili zniszczyć drewniany most, którym zdążyła już przejść część wojska. Oznaczało to zerwanie umowy, toteż natychmiast przystąpiono do oblężenia. Na tak dobrze zapowiadającej się drodze wyrosła niespodziewana przeszkoda. Dwa wielkie donżony — Quiquenparle i Quiquengrogne — doskonale miasta broniły. Mieszczanie, bogaci, zasobni, poczynili obfite zapasy żywności, a nawet — z czego należałoby wnioskować, że zerwanie umowy nie było nie przemyślane — wzięli na żołd bandę brabanckich i flamandzkich najemników. Ponadto hrabia Tuluzy postarał się, aby ziemię przed armią króla Francji obrócić w perzynę; kazał nawet zaorać łąki, aby nie było paszy dla koni. Wbrew temu, czego można by oczekiwać, oblężonym niczego nie brakowało, a głód cierpieli oblegający. Rok był niezwykle upalny. W wojsku wkrótce wybuchły nieuniknione w takich okolicznościach choroby, przede wszystkim dyzenteria. Szturm, podjęty przez krzyżowców 8 sierpnia, skończył się niepowodzeniem. Most, na który wielu z nich się wdarło, załamał się i, jak mówiono, blisko trzy tysiące ludzi utonęło w Rodanie. Z kolei awiniończycy w parę dni później urządzili wypad w chwili, gdy Francuzi pożywiali się — co znowu spowodowało wielkie ich straty. Blanka na pewno z rozpaczą wysłuchiwała wieści o tym oblężeniu, niespodzianym i tak się przeciągającym, że w królewskim otoczeniu coraz poważniej mówiono o wycofaniu się.

Wśród ogólnego przygnębienia Ludwik raz jeszcze energicznie zabrał się do dzieła. Postarał się o poprawę warunków zdrowotnych, kazał wrzucić do Rodanu trupy, których pełno było w obozie, i wykopać pomiędzy miastem a swoimi szańcami ogromny rów, aby nieprzyjaciel nie mógł go zaskoczyć, po czym ogłosił, że oblężenie trwać będzie aż do skutku. „Lew" się obudził. Jego postawa zrobiła wrażenie na przeciwniku. Około 15 sierpnia awiniończycy nawiązali pertraktacje. Zażądano zakładników i 9 września legat wjechał do miasta. Jego obrońcom darowano życie, ale mury obronne miały zostać doszczętnie zburzone. Okoliczni chłopi podobno burzyli je chętnie, gdyż powszechnie obawiano się potęgi Awinionu, a jego mieszczanie dobrze dali się wszystkim we znaki.

Zmęczenie, niezadowolenie, szemranie — wielu baronów myślało już o porzuceniu swojego suzerena, a w jednym przypadku doszło do poważnego wykroczenia. Dopuścił się go hrabia Tybald z Szampanii. W pierwszej połowie sierpnia, gdy położenie wydawało się beznadziejne, zwinął swój obóz, tłumacząc się, że obowiązująca go czterdziestodniowa kampania dobiegła końca. Król zagroził, że jeśli Tybald go opuści, on sam spustoszy później i wyda na pastwę ognia Szampanię. Tybald wcale się tym nie przejął, nie śmiał jednak wymknąć się inaczej jak nocą. Obozowi pachołcy, rzeźnicy i szewcy żegnali jego rycerzy szyderczymi okrzykami, „wymyślając im od głupców i zdrajców". Istotnie wyglądało to na zdradę i wywołało ogólne oburzenie..."


Fragment książki: R. Pernoud "KRÓLOWA BLANKA" s. 92-93

Szukaj:


Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości