Azincourt 1415

"...Osłabiona armia angielska stanęła w takim szyku, jak przed 80 blisko laty za Edwarda III pod Crecy; szyk ten tworzyły trzy roty — jedna obok drugiej — po cztery szeregi. Między rotami i na skrzydłach stanęli łucznicy, ustawieni w trójkąty wystające przed główną linię frontu. Środkową rotą dowodził król Henryk V, odziany w błyszczącą zbroję i bogaty płaszcz, haftowany w angielskie lamparty i francuskie lilie. Na głowie miał pozłacany hełm otoczony koroną, którą ozdabiały szafiry, rubiny i perły. Dowództwo prawej roty objął kuzyn królewski, niemłody już Edward, książę Yorku; rotą lewą dowodził Tomasz lord Camoys. Jeźdźcy angielscy zsiedli z koni i walczyć mieli pieszo.

Pozycje Francuzów znajdowały się na północ, w odległości niecałego kilometra od Anglików. Były one wybrane fatalnie: na dość wąskim polu między dwoma lasami stłoczono — jak w wąwozie — armię, której liczebność ocenia się różnie: od 6 do 20—30 tys. żołnierzy. Z pewnością Francuzi nieznacznie pod Azincourt przewyższali liczbą Anglików. Drugim błędem — wynikającym z pierwszego — było ustawienie wojska francuskiego. Francuzi stanęli w trzech szykach, każdy głęboki na kilkanaście lub kilkadziesiąt szeregów. Między pierwszym a drugim szykiem ustawiono łuczników. W rezultacie takie ustawienie nie pozwalało na swobodne rozwinięcie szyków i wykorzystanie kuszników w pierwszej fazie bitwy. Co więcej, wystarczyło zepchnąć do tyłu pierwsze szeregi, by wywołać ogromne zamieszanie: cofający się bowiem żołnierze stawali przed murem szeregów dalszych, które nie ustępowały, a często nawet parły do przodu. Nie było też sprawnego dowództwa nad tą masą wojska francuskiego. Nominalnie dowodzili armią konetabl Karol d'Albret i marszałek Jan Boucicaut, sławny bohater bitwy z Turkami. Praktycznie jednak nie było naczelnego dowództwa i każdy oddział walczył na własną rękę.

bitwa pod Azincourt 1415

Gęste błoto, pokrywające pola po deszczach, nie pozwalało na walkę ciężkozbrojnej jazdy. Dlatego rycerze francuscy — na wzór angielskich — również zsiedli z koni i przygotowali się do walki pieszej. Tylko w pierwszym szyku i na skrzydłach znajdowały się oddziały konne.

Rano w dzień bitwy król Henryk V wysłuchał — jak zwykle — trzech mszy i przyjął komunię. Potem oczekiwał na atak Francuzów. Ci jednak nie ruszali się ze swoich pozycji. Po czterech godzinach takiego wyczekiwania, około godziny 11, król Henryk dał rozkaz do ataku: „Chorągwie naprzód! W imię Jezusa, Marii i świętego Jerzego!" Ruszyła cała linia angielska — lekkozbrojni łucznicy, kopijnicy i zmieszani z nimi rycerze przyzwyczajeni do walki pieszej. Niecałe 300 m od Francuzów — w zasięgu strzału z łuku — Anglicy zatrzymali się. Wówczas łucznicy wysunęli się nieco do przodu, wbili w ziemię zaostrzone, długie na około 2 m pale dla ochrony przed atakiem konnicy i rozpoczęli strzelanie. Grad śmiercionośnych strzał spadł na Francuzów; oślepiło ich też słońce, które właśnie zaświeciło po ustaniu deszczu. Wtedy ciężka masa rycerstwa francuskiego z pierwszego szyku i konnica ze skrzydeł ruszyły na nieprzyjaciela.

Jeźdźcy francuscy, których nie dosięgły strzały, nadziewali się na drągi ustawione przed łucznikami angielskimi — spadali z koni pod nogi Anglikom. Zaś spieszone rycerstwo francuskie, w ciężkich zbrojach krępujących ruchy, na grząskim i śliskim terenie nie mogło walczyć skutecznie. Jedynie pierwszy szereg mógł toczyć walkę z nieprzyjacielem. Reszta tłoczyła się, napierała z tyłu, wpadała na siebie siejąc zamieszanie. Kto przewrócił się w ciężkiej zbroi nie mógł już wstać — stratowany był przez swoich lub dobity przez nieprzyjaciela. Wszyscy Francuzi parli do zatłoczonej pierwszej linii.

Tymczasem Anglicy, zachowując wzorowy porządek, sprawili krwawą rzeź napierającym Francuzom. Łucznicy angielscy odrzucili swe łuki i razem z resztą wojska walczyli mieczami, siekierami i młotami bojowymi oraz inną bronią. Pierwsza linia Francuzów załamała się. Drugi szyk wojska francuskiego, który wkroczył do bitwy skłębiony już i bez porządku, również został rozbity. Jeńców było tak dużo, że — wbrew ówczesnym zwyczajom chrześcijańskiej Europy — na rozkaz króla Henryka wielu z nich zostało zabitych. Być może ta rzeź jeńców spowodowana była obawą przed ofensywą Francuzów — w pewnej fazie bitwy. Około godziny 4 po południu bitwa wygasła.

Francuzi ponieśli całkowitą klęskę — jak pod Crecy i Poitiers. Ogólna liczba poległych po stronie francuskiej jest nieznana. Oblicza się, że zabitych było od 4—11 tys. ludzi. Wśród poległych byli dwaj członkowie rodu burgundzkiego — Antoni książę Brabantu i Filip hrabia de Nevers; polegli nadto: książę d'Alenęon i książę de Bar, arcybiskup Sens Jan de Montagu, konetabl Karol d'Albret, wielu innych możnych panów, setki rycerstwa. Uniwersytet paryski urządził uroczyste nabożeństwo za poległych, nie było bowiem rodziny francuskiej, która nie straciłaby kogoś w bitwie pod Azincourt. Anglicy natomiast stracili około 400—500 ludzi. Zginął też kuzyn królewski, książę Yorku, niemłody i tęgi, który upadł w bitwie i udusił się w swej zbroi.

Około 1500 jeńców francuskich Anglicy zostawili przy życiu, by wziąć za nich duży okup. Byli wśród nich książę Karol Orleański i książę Jan Bourbon, Artur z Bretanii hrabia Richemont, Karol d'Artois i marszałek Boucicaut. Książę Orleański pozostał w niewoli 25 lat — aż do 1440 r. Traktowany raz dobrze, to znów źle, był stawką w przetargach politycznych między władcami obu królestw. To wówczas, w niewoli angielskiej, tworzył Karol Orleański swe piękne, subtelne poezje. Hrabia Richemont został uwolniony za okupem w 1420 r., Karol d'Artois — w 1438 r. Marszałek Boucicaut zmarł w niewoli w 1421 r., mimo iż w sprawie jego uwolnienia — jako bohatera krucjaty antytureckiej — interweniował sam papież Marcin V. Również książę Jan Bourbon zmarł w niewoli angielskiej w 1434 r. Z punktu widzenia taktycznego król Henryk V zastosował pod Azincourt wypróbowany przez Anglików sposób walki, polegający na ścisłym współdziałaniu łuczników, kopijników i spieszonego rycerstwa. Tym razem jednak zmodyfikował nieco tę zasadę walki, każąc swoim wojskom posunąć się do linii stojącego nieprzyjaciela. Było to zatem umiejętne połączenie walki defensywnej z ofensywną..."


Fragment książki: E. Potkowski "CRECY-ORLEAN 1346-1429" s. 140-143

Szukaj:


Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości